Śledząc aktualnie publikowane artykuły naukowe dotyczące psychiki psów, nie sposób nie zauważyć analogii do psychologii dziecięcej. Przykłady? Np. TU link do artykułu o tym, dlaczego nie wolno dopuszczać do tego aby pies „wypłakiwał się”, co jest częstą niestety pogarszającą problem taktyką przy psach z objawami lęku separacyjnego.
No skąd my, Psie Mamy, to znamy? ?
Z tej perspektywy, bardzo ciekawą lekturą jest Self-Reg dr Stuarta Shankera, który rozprawia się w niej min. z samokontrolą. Samokontrola w treningu psów od długiego czasu budzi kontrowersje, a moim zdaniem kontrowersyjne powinno być przede wszystkim używanie pojęć po omacku. Na dobrą sprawę ktoś, kto od stosowania ćwiczeń, w których pies musi powstrzymać się, aby dostać nagrodę odżegnuje się, a w jakikolwiek sposób trenuje odłożenie nagrody w czasie…Czyli właściwie każdą jedną rzecz w obedience…Również pracuje nad samokontrolą i gdyby nie bałagan pojęciowy obecny w szkoleniu psów w ogóle nie dochodziłoby do takich nieporozumień. Oczywiście można szkolić psy nie interesując się ich psychiką, można osoby interesujące się tym głęboko pogardliwie oceniać jako teoretyków albo utożsamiać z różowymi panienkami, które nie potrafią wychować psa, w tym ustalić pewnych zasad współżycia. Problem polega na tym, że ignorując teorię, nie poszukując, sami stajemy się ignorantami. Wiemy tak mało, że szczytem bezczelności i manipulacją jest zakładanie, że droga, którą wybieramy na pewno jest lepsza od wyborów innych ludzi. Niektórzy widząc jak rozwija się wiedza o zwierzętach powtarzają, że kiedyś było lepiej…No ale nic nie będzie funkcjonować “zawsze” według “starego porządku”, a jeśli tak, to w zmieniającej się rzeczywistości będzie równie adekwatne co stare, betonowe pawilony ze zdartą naklejką Pewex przy nowoczesnych eko budynkach. Słabe wyszło mi to porównanie, bo dotyczy fasady, ale umówmy się stoją za nią pewne schematy myślowe, przekonania i mentalność.
To, że przyjęło się w ostatnim czasie, że danego zachowania w danej dyscyplinie (obojętnie jaka to dyscyplina) “należy” uczyć w określony sposób to też fasada z tekturki, którą bardzo łatwo jest spalić. Serio tak musi być, czy po prostu nie znalazła się jeszcze osoba, która ma odwagę i możliwości, żeby wyłamać się ze schematu i pokazać inną drogę? Tu jestem akurat prawie pewna odpowiedzi, ale mimo to…wszystko jest pytaniem. Słuchając osoby, która bardzo pomogła mi w temacie zupełnie innym niż szkolenie psów, a ma w zwyczaju powtarzać (i mieć rację), że wszyscy się mylą…Myślałam o szkoleniu.
“SPOKOJNE, UWAŻNE I GOTOWE DO NAUKI”. To tytuł jednego z rozdziału książki. To też esencja tego, co chciałabym uzyskać w swoim treningu/życiu z psem. Z grubsza chodzi o to, że stawiana na piedestale w naszym społeczeństwie siła woli owszem jest niezbędna, aby oprzeć się pokusom, ale u podstaw tego procesu leży coś więcej. Samokontrola to hamowanie impulsów, a samoregulacja, o której traktuje książka to rozpoznanie przyczyn, zmniejszenie siły impulsów, a kiedy trzeba wytworzenie energii potrzebnej do oparcia im się. Ponadto, self-reg, samoregulacja podkreśla ogromne znaczenie więzi dla rozwoju jednostki: dziecko okazuje to co czuje pewnymi zachowaniami lub ich brakiem, to MY rodzice podejmujemy działania aby pomóc mu regulować poziom pobudzenia, a pierwszym krokiem na tej drodze jest samoświadomość, czyli rozpoznawanie własnego stanu. Kto startuje na jakichkolwiek zawodach, ten wie, jak na nerwy reaguje zwierzę. Każde. Krótko: dziecko i pies potrzebują uważnego i spokojnego rodzica Psia Matko! ?
Podążając tym tokiem rozumowania, prawdopodobnie dlatego u psów, u których ćwiczenia dotyczące powstrzymania się od jedzenia/zabawki, nawet poprawnie technicznie, ale stosowane w dużej ilości, reaktywność (np. piszczenie podczas treningów czy przebiegów, nerwowość w ruchach, generalnie objawy stosowanej presji) nasila się. Wg. dr Shankera, zwiększona reaktywność jest efektem stałego, zbyt dużego obciążenia. Dlatego borykając się z takim problemem lepszą strategią jest zastanowienie się, co podczas treningu jest stresorem dla zwierzęcia (możemy to być my i nasze oczekiwania, zbyt częste i zbyt intensywne treningi, niebotyczne kryteria, brak rozgrzewki) i zredukowanie tego bodźca, a także wypracowanie strategii radzenia sobie z nim.
Ja ćwiczenia wykorzystujące samokontrolę w treningu stosuję, lubię i polecam. To ile narosło nieporozumień wokół niektórych technik pracy jest moim zdaniem wyłącznie efektem ich olbrzymiej popularności w ostatnich latach, co przełożyło się na dużą liczbę osób próbujących używać ich bez świadomości jak to robić.
Kiedy za trening bierze się osoba niedoświadczona, dąży do efektu końcowego, do ostatniego kroku, a więc do psa nie reagującego na jedzenie czy zabawkę nie myśląc o efektach ubocznych podejmowanych na drodze do celu decyzji. A najłatwiej jest osiągnąć (nie)pożądany rezultat (np. Pies siedzi i nie podejmuje jedzenia z otwartej dłoni) właśnie tam, gdzie trening samokontroli powinien być zakazany, bo…brakuje jeszcze motywacji.
Przykłady? Ćwiczenie rezygnacji z zabawek z psem, który jeszcze nieśmiało się bawi, a nawet nie pozwalanie mu złapać za smycz, którą chce się szarpać lub odwoływanie od zabawki, naciskanie na psa, aby wycofywał się od ręki z jedzeniem czy wymaganie skupienia na średnio atrakcyjnym nie-smakołyku w bardzo trudnych warunkach (np. W głośnym miejscu, lub przy innych, bawiących się psach). Tymczasem, ćwiczenia te wprowadzone prawidłowo są tylko i wyłącznie zabawą w koncentrację na atrakcyjnym obiekcie ? Wszelkie zachowania unikowe zwierzęcia powinny być dla trenera sygnałem alarmowym, że przesadził z kryteriami.
Z innej perspektywy, co już wspomniałam wcześniej pisząc o obedience jako o jednym wielkim treningu samokontroli, oczekiwanie od psa by wykonał ćwiczenie siad/zostań to też trening samokontroli. I może być tak samo presyjne jak źle prowadzona nauka koncentracji na jedzeniu. Jak zwykle więc najważniejszym narzędziem trenera/właściciela psa jest otwarty łeb i reagowanie na to, co pies komunikuje, nawet (zwłaszcza?) gdy robi to w bardzo subtelny sposób. To co krytykujemy rozmawiając o samokontroli to najczęściej sytuacja, w której pies, który z trudem wykonuje siad/zostań, bo warunki są dla niego za trudne, bo jest niedouczony, dodatkowo zmuszany jest do koncentracji na jedzeniu czy piłce.
No ale wracając do lektury. Autor zaznacza, że jeśli nie rozumiemy różnicy pomiędzy samoregulacją, a samokontrolą, przyczyniamy się do rozwinięcia kiepskiej samokontroli ? MAŁO TEGO! Łączenie kiepskiej samokontroli ze słabością jest najbardziej niszczącym, destrukcyjnym aspektem PRZESTARZAŁEGO i wlokącego się za ludzkością od czasu Platona poglądu, że samokontrola to kwestia siły i charakteru (czyli tego, że jest jak mięsień ). W tym miejscu mam ochotę postawić miliard wykrzykników, bo mięśnie i nie mięśnie mi opadają za każdym razem, kiedy to słyszę.
Jak to przełożyć na praktykę? Masz psa, który obawia się trochę dźwięków, nie czuje się najlepiej, gdy na zawodach jest dookoła niego sporo ludzi, do tego na ścianie jest hałasujący wentylator. Chcesz zacząć od czegoś łatwego i wyciągasz rękę z żarciem, na której powinien teraz się skupić… Błąd. W tym miejscu powinna zostać przeprowadzona rozgrzewka, w której pies jest aktywny nie pasywny, w którym mocno nagradzasz najmniejsze jego próby włączenia się w jakiekolwiek działanie.
Wracając do lektury. Shanker ocenia, że słynny test panki Marshmallowa jest okrutny, a jego rezultatem można łatwo manipulować odpowiednio regulując pobudzenie uczestnika. W praktyce, niewyspane, głodne i zmęczone dziecko wypadnie znacznie gorzej niż takie, które biorąc w nim udział jest w optymalnym stanie. Choćby podanie glukozy przed testem wpłynie na lepszy wynik.
W treningu psów często pada hasło, że samokontrola zmienia emocje psa. Tymczasem, Shanker dowodzi, że trening samokontroli nie zmienia emocji, zmienia tylko zachowanie.
Z kolei praca nad emocjami (a nie nad ich objawem np. wokalizacją) może poskutkować tym, że istota żywa będzie zdolna do pracy nad samokontrolą (pytanie, jakie stawia Shanker, to czy w tym konkretnie przypadku będzie to jeszcze potrzebne?).
Ważną (choć dość oczywistą informacją) jest to, że kiedy wzrasta pobudzenie, wzrasta też nasze zużycie energii. Kiedy pobudzenie spada, odbudowujemy cenne zasoby. Dlatego nie powinniśmy pytać: dlaczego nie mogę (ja, dziecko, pies? ? ) oprzeć się danemu impulsowi, ale raczej: dlaczego ten impuls pojawił się we mnie (w moim psie? ? ) akurat teraz? Im większy nacisk na daną osobę (psa? ;-))) ) tym większa siła oddziałujących na nią impulsów i tym mniejszy poziom samokontroli. Zamiast ignorować, powinniśmy potraktować to jako sygnały alarmowe, że nasz poziom stresu jest zbyt wysoki. I reagować.
Żeby podnieść swoje kompetencje w tym obszarze musimy sobie odpowiedzieć na kilka pytań, m.in. na to, jak my sami rozpoznajemy i redukujemy własne stresory? Czy umiemy utrzymać spokój i uważność w relacji z otoczeniem? Czy zastanawiamy się o co naprawdę chodzi nam w danej sytuacji, czego o sobie w niej nie dostrzegamy? Czytając, cisnął mi się na usta komentarz, że joga jest wszędzie!
Kiedy zaczęłam poszukiwać odpowiedzi na różne pytania o samoregulację i samokontrolę w treningu psów, miał też miejsce wyjątkowy zbieg okoliczności. Otóż w internecie pojawił się wywiad z jedną z najbardziej cenionych przeze mnie psich trenerek, Leslie Mc Devitt. Swojego czasu jej metodyka gier z użyciem zasad Premacka zastosowana u Lucy sprawiła, że znajomi gratulowali mi świetnej roboty i dopytywali czy wielka metamorfoza, którą przeszła z lękliwego kaczątka w bad bitch w ciągu roku to efekt jakiejś terapii behawioralnej i do kogo z nią chodziłam? A ja po prostu dzięki rekomendacji mojej pierwszej trenerki obedience (Varvary) trafiłam na książki Leslie i stosowałam wszystkie polecane przez nią ćwiczenia najpierw u swojego psa, a później także u psów moich klientów.
Wracając do wywiadu, serce zabiło mi mocniej, kiedy przeczytałam wypowiedź, w której postawiła wyraźną granicę pomiędzy samokontrolą, a samoregulacją u psów. Nie omieszkałam dopytać co ma na myśli i miałam na tyle szczęścia, że udzieliła mi wyczerpującej odpowiedzi ❤
Leslie, używając terminu samoregulacja ma na myśli możliwość zmiany pobudzenia u zwierzęcia, natomiast samokontrola dotyczy zmiany zachowania. Podziękowała mi też za to pytanie i obiecała, że odniesie się jeszcze szerzej do tego problemu, bo także w Stanach ludzie mylą pobudzenie psa z motywacją. W sumie można zaryzykować stwierdzeniem, że to globalny problem: brak zrozumienia, że spokojny, uważny i gotowy do nauki to nie hasło nawiedzonych ultrasów wierzących w życie bez stresu, bez presji, nie potrafiących wyznaczyć granic w życiu swojemu psu i ich wymagać, ale świadomych właścicieli, którym naprawdę zależy na tym, żeby psu w procesie nauki było po prostu DOBRZE.
Co jeszcze ujęło mnie w książce?
- aby rozpoznawać cudze stresory, powinniśmy najpierw nauczyć się rozpoznawać swoje
- w sytuacji, gdy drugi człowiek (zwierzę? ?) zachowuje się w sposób dla nas trudny, warto zadać sobie pytanie: o co w tej sytuacji naprawdę chodzi, czego nie dostrzegam? Temat na osobny wpis.
- kiedy sama nagle rzucam się na czekoladę będąc na detoksie od cukru czy scrollując facebooka zamiast zrobić coś konstruktywnego nie powinnam pytać: dlaczego nie mogę oprzeć się temu impulsowi? Ale: czemu ten impuls pojawił się we mnie akurat teraz?
- im lepiej rozumiemy samoregulację, tym lepiej potrafimy zmieniać trudne zachowania w możliwość zaangażowania (Leslie!)
- zrozumienie i cierpliwość do siebie, do drugiej istoty pozwala na życie pełne sensu i uczy uważności
- szkodliwość oceniania, zaciemnianie stereotypami np „trudne dziecko” („trudny pies”? ? dlaczego trudny? Bo buzują w nim hormony? Bo nie spełnia Twoich oczekiwań i w wieku roku nie jest w stanie robić programu trójkowego? Bo czując ciągłą presję z Twojej strony nie interesuje się nagrodami…? Bo nie jest tak szybki jak……) , nasze negatywne oceny dziecka (psa? ?) to często mechanizm obronny.
- Złe zachowania wynikają z nadmiernego stresu. Tu wyobrażam sobie pukanie się w głowę osób, w których pojęciu nie mieści się, że dbanie o dobrostan zwierzęcia i uznawanie tego, że jego reakcje powodowane są stresem i chęć pomocy mu NIE JEST wychowaniem bezstresowym i NIE MUSI wiązać się z pozwalaniem mu na wszystko na codzień tłumacząc tego stresem. Granice TAK, ale stawiane bez zrozumienia czym powodowane jest zachowanie zwierzęcia narobią dużo szkód. Self-reg podkreśla wręcz konieczność stawiania granic, których brak jest stresorem i prowadzi do problemów z samoregulacją…
- Emocje akceptujemy i przyjmujemy, w przeciwnym wypadku stają się destrukcyjną siłą. W tym punkcie też warto się zatrzymać: złość to emocja. Jak wyraża złość zwierzę? 😉 Spokojnie, ja tylko pytam…
- Self-reg odrzuca chęć podporządkowania. Tu problem z podporządkowaniem w psim świecie jest taki, że niesie ogromny bagaż emocjonalny związany z teorią dominacji. Temat na książkę nie na wpis.
- Cel samoregulacji: spokojna koncentracja, uważność, zaangażowanie w proces nauki.
- Self-reg pokazuje gdzie masz stać, jak patrzeć na zachowanie, reagować na potrzeby, pomagać w radzeniu sobie z sytuacją, a to wszystko skutkuje wzmocnieniem więzi. Generalnie bez więzi nie ma samoregulacji.
- Nie chodzi o właściwe zachowanie, ale o osiągnięcie dobrostanu. Niegrzeczność to hasło związane z pojęciami jak: wola, wybór, świadomość. Tak więc nie istnieje niegrzeczne dziecko (pies? ? )
- Uczy zaprzestać obwiniania się o to co się dzieje, a za to stać się obiektywnym obserwatorem potrzeb dziecka i własnych
- Dziecko (pies?;-) uczy się samoregulacji, kiedy doświadcza regulacji z zewnątrz
- Uczy holistycznego podejścia, patrzymy na cały system, a nie na jedno problematyczne zachowanie, rodzic jest nadzorcą i hamulcem
- Małe dziecko nie jest w stanie precyzyjnie wskazać, co jest dla niego stresorem, dlatego wymaga działania na zasadzie metody prób i błędów
- Rodzic myśli, że potrzebuje metody panowania nad zachowaniem dziecka, a tak naprawdę potrzebuje umiejętności odczytywania sygnałów i przeformułowania zachowania, co nie sprawi np. że dziecko przestanie być nadwrażliwe na dźwięki, ale daje mu szansę funkcjonować normalnie w świecie, który nie jest laboratorium
- stawia granicę między byciem spokojnym, a byciem cichym
- samoregulacja to droga zaspokajania najgłębszych potrzeb a nie kontrolowania swojej wewnętrznej natury
Czy to artykuł naukowy? Nie.
Czy jest inspiracją? Mam nadzieję, że tak, tak jak mnie zainspirowała książka. Bo kto nie zadaje pytań, ten w moich oczach jest największym przegranym.
A już jutro drugi artykuł dotyczący samokontroli, tym razem zaprzyjaźniona osoba opowie mi o badaniach nad samokontrolą u psów i praktycznych wnioskach, jakie możemy z nich wyciągnąć. W skrócie: Praktyczna Teoria! 😉